wtorek, 18 marca 2014

Pani M.

Trzy tygodnie z fizjoterapeutą, codzienne namawianie do większego wysiłku fizycznego odniosły skutek. M. mogła już nie tylko sama wstać z łóżka ( wcześniej musiałam ją przenosić z łóżka na wózek i odwrotnie), ale mogła już samodzielnie z rolatorem dojść do stołu i do ubikacji. Miała oczywiście lepsze i gorsze dni, czasami cały dzień słyszałam tylko - I kann nicht mehr- lub - Lass mich im Bett legen- Ich will sterben,etc.
W takich dniach ciężko było ją do czegokolwiek zmotywować, nie chciała jeść ani za dużo pić. jej depresyjny nastrój często udzielał się i mi, pozostawało mi jedynie ciągle ją zachęcać do zjedzenia czegoś czy wypicia, bo o ruszeniu się z łóżka nie było mowy. Często przed śniadaniem M. miała zawroty głowy, nie czuła się najlepiej, często brakowało jej powietrza. Czasami nie wiedziałam czy jest jej naprawdę  słabo, czy zmyśla żeby tylko zostać w łóżku, bo oczywiście tak jest dla niej najwygodniej. Rodzinne narady co by tu zrobić żeby zmotywować M. też niewiele wniosły. W zeszłym tygodniu M. zaczęła odczuwać silne bóle brzucha, częste wizyty w toalecie niewiele pomogły. Pojechaliśmy do szpitala. Po USG brzucha okazało się, że całe jelita są zapchane i konieczne jest przeczyszczenie, do tego dodatkowo badanie jelita i żołądka aby sprawdzić skąd te bóle i dlaczego organizm sam nie wydala. Przyjęto M. we czwartek, w piątek miała mieć kolonoskopie, jednak nie udało się przeczyścić całkowicie jelit i zabieg został przełożony na poniedziałek.
M. poniedziałku nie doczekała, w nocy z piątku na sobotę miała wylew i zapadła w śpiączkę, dostała obrzęku na mózgu. Zniwelowano obrzęk, odkryto że M. dodatkowo ma sepsę - czyli stan zapalny całego organizmu. Tyle razy pobierano jej krew i co nikt się nie zorientował, że ma stan zapalny? Obecnie M. jest na intensywnej terapii, podali jej silne antybiotyki aby zwalczyć zakażenie, jednakże nie ma poprawy, szanse na to, że uda jej się przeżyć są minimalne. Rodzina już się naradziła, że nie będą jej reanimować ani podtrzymywać na respiratorze. Wszyscy czekamy na koniec. Czasami nie mogę tego pojąć, w piątek jeszcze z M. rozmawiałam, wspominała wycieczki do Włoch, przykro jej było że za 2 tygodnie jadę do Polski i nie mogę z nimi dłużej zostać.

To już drugi raz kiedy jestem w takiej sytuacji. Słyszałam opowieści o opiekunkach, które bardzo się związały z podopiecznym i po jego śmierci nie podjęły się już więcej opieki. Śmierć najbardziej przeżywa oczywiście rodzina, ale jakoś chyba nikt się nie zastanowił nad opiekunką, która przecież cały czas z podopiecznym przebywa, że ona też się przywiązuje, też na swój sposób cierpi. Także dla opiekunki to też są ciężkie chwile. Chwilami mam nadzieję, że uda mi się "uciec" przed pogrzebem. W zeszłym roku się nie udało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz