"Jesteś niebem obserwującym
chmury. A wydarzenia, ludzie, sytuacje, to obłoki, które po nim
przepływają. Tylko przepływają. Dlatego nie próbuj ich zatrzymać, bo na
pewno odpłyną wcześniej, czy później. Gdy przytrafia Ci się coś pięknego
albo bolesnego, powinnaś(-ieneś) zrobić krok, odstąpić od siebie i
popatrzeć z dystansu. Ludzie, których kochasz, to właśnie takie chmury.
Są na Twoim niebie dłużej lub krócej, ale nigdy na zawsze"
W Mönchengladbach jestem już 11 tydzień.
Nie powiem, miałam sporo wrażeń i to jeszcze nie koniec.....
Rodzina
u której jestem jest w porządku, wiem że znowu udało mi się "dobrze"
trafić. Z tego co można znaleźć w internecie ( odnoszę się tutaj do
powieści innych opiekunek), można wywnioskować, że w zasadzie każda
rodzina niemiecka to dziwacy, no cóż powiedzmy sobie szczerze, nikt nie
jest "normalny" i każdy ma swoje dziwactwa. Jednakże bywa lepiej lub
gorzej, nigdy jednak nie jest idealnie.
Drugiego
dnia mojego pobytu tutaj, Pani M. poślizgnęła się w łazience.
Całkowicie bezwładnie leżała na podłodze, szybko z jej mężem
posadziliśmy ją na krześle, co nie było takie łatwe, babka waży 10kg
więcej ode mnie, a jej mąż też wątłej budowy, nie jest wstanie podnieść
więcej ode mnie. Ale razem daliśmy radę. Od razu też sprawdziłam poziom cukru we krwi u M., gdyż od kilku lat ma cukrzycę i kontrola cukru we krwi jest konieczna kilka razy dziennie. Cukier był w normie, ale sam upadek na podłogę nie wyjaśniał całkowitej bezwładności M.
Wezwaliśmy karetkę. W szpitalu okazało się, że złamała sobie "główkę"
łączącą staw barkowy z ręką i że wymagana jest operacja. Tydzień
odwiedzin w szpitalu. W tym czasie niewiele się działo, mąż - Pan T., jest osobą bardzo spokojną, jednakże ma swoje dziwactwa dotyczące jedzenia, co czasami utrudniało
zrobienie jednych porządnych zakupów. Poszczególne rzeczy z
poszczególnych miejsc i żadnych innych. No cóż, należało podejść do tego
na spokojnie, już lepiej trochę się nachodzić niż później wysłuchiwać
narzekań, że to nie dobre i nie smakuje tak samo jak tamto, etc.
Po
tygodniu powrót do rzeczywistości całkiem innej niż zastana na
początku. Pani M. z osoby całkowicie zaradnej i samodzielnej,
przeistoczyła się w istotę bezradną, najchętniej pozostającą cały czas w
łóżku.
Kolejny tydzień przeminął, a
ciąg moich zadań skupiał się na dbaniu o M., pomocy przy w stawaniu,
jedzeniu, mierzeniu poziomu cukru, zastrzykach insuliny, również w nocy
musiałam wstawać pomimo pampersów. Jak w nocy mnie nie wołała tz. że
trzeba było sprawdzić czy nie trzeba zmienić pościeli.
Pewnej
nocy słyszę, że jęczy, pomyślałam sobie że pewnie zaraz będzie chciała
wstać do toalety ( tu mam na myśli krzesło sanitarne), jednak mnie nie
woła tylko chrypie. Zeszłam sprawdzić co się dzieje. M.dusi się i nie
może oddychać, blada na twarzy i cała mokra. Posadziłam ją i kazałam
spokojnie i głęboko oddychać. Po 10 minutach uspokoiła się, wszystko
wróciło do normy. Rano przed śniadaniem to samo, znowu się dusi. Mówię
do T. że coś jest nie tak, trzeba zadzwonić do lekarza. Lekarz rodzinny
pojawił się jakieś 2h później, akurat M. znowu miała napad.Wezwaliśmy
karetkę. Po wstępnych badaniach okazało się, że M. ma obustronny zator
płuc (der Lungenembolie), trafiła od razu na oddział intensywnej
terapii. Później nam powiedziano, że do szpitala trafiła w ostatniej
chwili, bo w domu na pewno by umarła. Przez tydzień M. dostawała środki
na rozrzedzenie krwi, na szczęście ją odratowali. Po kolejnym tygodniu
przeniesiono ją na oddział geriatrii, gdzie to mieli ją przywrócić do ruchomości sprzed złamania - muszę stwierdzić, że słabo im to wyszło.Przyczyną zatoru płuc okazał się zakrzep (Trombosis), a jak się jeszcze później okazało zakrzep wytworzył się pod wpływem ogólnej infekcji organizmu.
Niestety tak to jest w pracy opiekunki i w życiu.. nigdy nie wiemy co nas czeka i czy coś się nagle nie zmieni!
OdpowiedzUsuń